Komunikat o błędzie

Deprecated function: Function create_function() is deprecated w views_php_handler_field->pre_render() (linia 202 z /var/www/d7/sites/all/modules/views_php/plugins/views/views_php_handler_field.inc).

„Daję alternatywę od wycieczki na karuzelę.” Radosław Rychcik o diable i poszukiwaniu

„Diabeł”, czyli pierwsza premiera Teatru Współczesnego w Szczecinie, odbędzie się już 6 października. Jeszcze przed debiutem reżysera Radosława Rychcika na scenie Teatru Współczesnego zapraszam do zapoznania się z punktem widzenia i osobą tego wyjątkowego artysty.

Prowokacyjne, to podobno najtrafniejsze określenie w stosunku do Twoich spektakli. Jaki jest Twój stosunek do skrajnie różnych opinii i emocji publiczności?

To dobrze, gdy odbiór przedstawienia nie jest jednolity, towarzyszą mu różne uczucia i sądy. Kiedy do ludzi dociera impuls na tyle silny, że determinuje ich działania i manifestują swoje odczucia; jeśli muszą dokonać wyboru między wyjściem ze spektaklu bądź pozostaniem z nim do końca. Myślę, że wywoływanie silnego wrażenia jest nierozerwalne z pobudzaniem u widza refleksji. Jeśli ludzie doświadczą jakichś emocji, o których nie potrafią zapomnieć, to zaczynają się zastanawiać nad swoją reakcją. Analizują postawę przez nich samych przyjętą, uczucia temu towarzyszące i nawet jeśli jest to odrzucenie, nienawiść czy coś zupełnie odwrotnego, chcą się dowiedzieć co konkretnie tak na nich wpłynęło, i to uważam za refleksję.

Uważasz, że sprzyja temu budynek teatralny, który masz teraz do dyspozycji, czy wolisz wystawiać swoje spektakle w innym otoczeniu, tak jak przy okazji „Łyska z pokładu Idy” pokazywanego w kopalni?

Teatr można robić w każdym miejscu i wszędzie go doświadczamy, a przedstawienie poza teatrem jest zawsze interesujące, ale stało się zbyt powszechne, pospolite. Utraciło wagę gestu. Wydaje mi się jednak, że teatr jako sztuka powinien wrócić do budynku teatralnego i tam szukać własnej siły.

Przestrzeń teatralna ma więc według Ciebie większy potencjał twórczy?

Tak, chciałbym w to wierzyć. Lubię ten zapach, kurtynę, w zasadzie mogę powiedzieć, że dopiero uczę się jej używać.

Masz na myśli dystans między aktorem a widzem?

Tak, w pewnym sensie, ale również przywracanie kurtynie życia w sensie dosłownym, sfunkcjonalizowanie jej. Danie publiczności poczucia, że przedstawienie się zaczyna. Wtedy ludzie mogą zasmakować różnicy między życiem a teatrem. Ludzie, jeśli interesuje was rzeczywistość, to złapcie autobus!

Pracujesz z bardzo różnymi zespołami. Czy te zmiany mają wpływ na scenariusze?

Raczej jestem typem człowieka, który przychodzi na pierwszą próbę z własną wizją i zawsze staram się przekonać do niej aktorów. Oczywiście oni dają ten najcenniejszy element, angażują swoje ciało, głos, twarz, emocje i swój wizerunek. Z aktorami Teatru Współczesnego pracuje mi się fantastycznie. Niezwykłą przyjemność sprawia nam znajdowanie wspólnego języka.

Jakie doświadczenie wyniosłeś z asystowania Krystianowi Lupie przy spektaklu „Factory”, jaki wpływ miało ono na Twój rodzaj ekspresji?

Krystian Lupa był również moim mistrzem w krakowskiej szkole teatralnej. Bardzo wiele mnie nauczył, dużo zrozumiałem, odkryłem. Dzięki niemu wiem, że próba upodobnienia się do niego jest bezcelowa. Nigdy nie będę taki jak on i nie powinienem nawet próbować, muszę szukać własnej drogi.

Na jakim etapie tych poszukiwań jesteś obecnie?

Nie wiem, to jest trudne za każdym razem. Myślę, że tylko ktoś, kto mnie obserwuje czy ludzie z którymi pracuję, są w stanie stwierdzić i powiedzieć co jest dla mnie charakterystyczne. Nieustannie szukam, odkrywam, choć być może tego języka w ogóle nigdy się nie znajduje, bo byłoby to nudne. Nie wiem. Jest to jakiś rodzaj twórczego niezdefiniowania, w którym się tkwi i trzeba je zaakceptować.

Najbardziej wartościowe jest poszukiwanie?

Najbardziej wartościowe jest znajdywanie, ale zawsze zaczyna się od zera, właśnie od poszukiwań. Ponadto nigdy nie ma pewności, że cokolwiek się znajdzie. Taka jest specyfika pracy w teatrze.

Powiedziałeś, że „Pierwotna potrzeba tworzenia sztuki wynika z nieakceptacji świata i jakiegoś w nim porządku”, czemu sprzeciwiasz się najbliższą premierą?

Nie wiem, czy sprzeciwiam się czemukolwiek. Bardziej opowiadam historię, wyrażam jakąś opinię i przede wszystkim dostarczam ludziom rozrywki. Chcę aby dwie godziny spędzone w naszym teatrze były dla nich intensywnym przeżyciem. Daję alternatywę od wycieczki na karuzelę. Akurat ta sztuka jest kontynuacją idei rozpoczętej w monodramie Tomasza Nosińskiego – „Część pierwsza: Bóg”. Drugą częścią tej narracji jest właśnie „Diabeł”. Chciałem zająć się słowami monumentalnymi, obciążonymi emocjami. Takimi, których używa się rzadko lub zbyt często. Sam w sobie tytuł jest dobry, bo każdy na niego reaguje.

Dlaczego stawiasz te ważkie pojęcia w kontekście popkultury?

Spektakl opowiada o pewnych przeżyciach kulturowych i naszych wyobrażeniach o diable. Gdzie go spotykamy, kiedy przeżywamy chwile, w których mówimy „to diabelskie”, „w tym musiał być diabeł”, także sposób w jaki nazywamy strach. Widz spodziewa się czegoś o diable i być może on jest w tym spektaklu. Punkt wyjścia stanowi rodzaj opowieści o miasteczku Twin Peaks. Nie będzie to jednak przypomnienie serialu a jego bohaterów – Laury Palmer, rodziców i oczywiście Boba, którego bardzo bałem się w dzieciństwie. Pamiętam, że nigdy nie patrzyłem w ekran telewizora, gdy pojawiał się Bob. To jest postać mająca stałe miejsce w koszmarach i, jak się okazało, nie tylko moich. Przerażał też wielu innych młodych ludzi. Ten strach jest w pewnym sensie pokoleniowy. Patrząc pod tym kątem, spektakl opowiada również o przyczynach lęku i momentach, w których go odczuwamy.

Czyli jest to opowieść uniwersalna, nie związana ściśle z polską mentalnością?

Nie traktuje konkretnie o Polsce. Raczej o tym co przydarzyło się Polakom, gdy masowo zaczęli chodzić do kina i zachłannie konsumować kulturę zachodu. Okazuje się, że te przeżycia z początku lat ‘90 są wyjątkowo istotne i zbliżają nas do rówieśników z krajów zachodnich. Do tego stopnia, że rozmawiamy między sobą o tych samych filmach, muzyce i mamy podobny sposób myślenia.

Jaki jest Twój najbardziej osobisty stosunek do spektaklu?

Jeszcze nie wiem, bo cały czas nad nim pracujemy, ale pomyślałem, że może to jest jakaś próba oswojenia lęku z dzieciństwa. Przestałem omijać sceny „Miasteczka Twin Peaks” z udziałem Boba, a nawet poszedłem o krok dalej. Spróbowałem wcielić się w niego i zastanowić, co miałby do powiedzenia, gdyby otrzymał taką możliwość. Przez to opowieść nabiera wymiaru konfrontacji z diabłem.

Czy ta premiera również, jak wszystkie poprzednie, wzbudzi kontrowersje?

Oczywiście. Będzie prowokacyjna, obrazoburcza, głośna, atrakcyjna i każdy powinien ją zobaczyć. Chciałbym aby wszyscy po przedstawieniu wstali z miejsc i klaszcząc płakali ze wzruszenia.

Foto: 
Dawid Chalinoniuk

Zobacz również