Komunikat o błędzie

Deprecated function: Function create_function() is deprecated w views_php_handler_field->pre_render() (linia 202 z /var/www/d7/sites/all/modules/views_php/plugins/views/views_php_handler_field.inc).

Z Hanimalem o...

...debiucie fonograficznym kwintetu i wszystkim co z albumem „Poetry about the point” związane, epizodzie na Męskim Graniu i nie tylko rozmawialiśmy przy okazji koncertu zespołu w Piwnicy Kany.

Szczecin Główny: Cofnijmy się trochę w czasie. Jest 22 stycznia 2014 roku, dzień premiery Waszej debiutanckiej płyty „Poetry about the point”. Co czujecie?

Asia Komorowska: Ten dzień jest zwieńczeniem okresu naszych usilnych starań o wydanie płyty. Jest dużo pozytywnej energii i ulga, że udało się stworzyć coś wartościowego.

Hania Malarowska: Nie tylko. Tego dnia graliśmy koncert na Krakowskim Przedmieściu. Był dla mnie bardzo stresujący. Wydaje mi się, że to nie był nasz najlepszy występ, w przeciwieństwie do pierwszego wyjazdowego, w Krakowie, gdzie zagraliśmy wspólnie z Patrick The Pan. Odnośnie koncertów, mamy strategię, by wymieniać się publicznością z zaprzyjaźnionymi zespołami i wykonawcami z innych miast.

 

To jak Wy odbieracie Waszą muzykę, pozostawiam Wam. Ciekawi mnie, czy widzicie w jaki sposób publiczność odbiera te dźwięki.

AK: Mam wrażenie, że wiele osób wstydzi się okazywania emocji przy słuchaniu muzyki. Dla muzyka jest to bardzo miłe, kiedy widzi, że ktoś przymyka oczy, że trochę noga chodzi. Na nas przychodzą różni ludzie, a co za tym idzie, bardzo ciężko jest powiedzieć, jak to jest z odbiorem naszej twórczości. Często słyszymy, że nasza muzyka jest z jednej strony bajkowa, z drugiej niepokojąca.

HM: Szczerze powiem, że grając i śpiewając ciężko mi się skupić na odbiorze ludzi. Dla mnie sytuacją, kiedy mogę choć trochę wybadać reakcje widowni, jest chwila między piosenkami - kiedy brawa są cichsze, grzecznościowe, bądź głośniejsze i wzbogacone o okrzyki. To jest moja miara tego odbioru.

 

Wiem, że po koncertach rozmawiacie ze słuchaczami. Jaka sytuacja z tych spotkań utkwiła Wam najbardziej w pamięci?

AK: Mieliśmy bardzo przyjemny koncert w Bydgoszczy, po którym podeszło do nas bardzo wiele osób, które kupiły płyty i pogratulowały. Dla muzyka takie jasne potwierdzenie, że to co robi ma sens, jest zawsze bardzo przyjemne.

 

Niektórym artystom bardzo często się zdarza, że fani opowiadają, w jaki sposób muzyka pomogła im w jakichś ciężkich sytuacjach. Przydarzyło się Wam coś podobnego?

AK: Czy pomogła? Nie przypominam sobie… Nasza muzyka jest naładowana emocjami i niektórzy je odbierają. Miały miejsce rozmowy, w trakcie których słyszałam, że przeżywali wyjątkowe emocje.

HM: W słowach jest wiele o depresji. Utwór ”The Verge” (jeszcze nie nagrany) ma na tyle sugestywny tekst traktujący o tej chorobie, że wydaje mi się, że ten numer porusza.

 

Co Wam dała współpraca z Piotrem Stelmachem i występ na Męskim Graniu?

AK: Piotr Stelmach nas zauważył i wyłowił. Dzięki niemu zostaliśmy przedstawieni szerszej widowni i jesteśmy mu za to bardzo wdzięczni.

 

Był stres przed wejściem na scenę w Gdańsku?

HM: Był, przynajmniej w moim wypadku. To był nasz pierwszy koncert na tak dużej scenie, nie mówiąc już o artystach, z którymi na tej scenie wystąpiliśmy. Chwilę po nas na scenę wchodzili Łona i Webber i to było dla nas trochę absurdalne - Hanimal nie koncertował jeszcze nawet rok czasu. Nagle ocieramy się o Adama i Andrzeja, mijamy się z Katarzyną Nosowską. To było fenomenalne, jednak w naszej muzyce jeszcze nie wszystko grało, tak jak powinno. Nie grało tak, jak dziś.

AK: To był moment, kiedy muzycznie się poznawaliśmy. Nie mieliśmy jeszcze poczucia, że jesteśmy jednym zgranym organem.

 

Hanimal powstał w 2011 roku. Zaczęło się wszystko od tekstów siostry Hani.

HM: Pisała je w latach ok. 2005-2009, także są już całkiem stare. Kiedy zaczęłam grać na gitarze, wyłowiłam je z szuflady i dopasowywałam do nich motywy gitarowe. Tak to się zaczęło. Później zaczęłam szukać muzyków. Nie wiedziałam do kogo się zgłosić, pisałam nawet ogłoszenia, wtedy jeszcze w serwisie Grono.net. Mateusza Szemraja [gitarzysta zespołu – przyp. red.] znałam od lat. Może nie najlepiej, za to nasze mamy przyjaźniły się na długo wcześniej, pochodzimy z tej samej podwarszawskiej miejscowości. Nie miałam nawet odwagi zapytać Mateusza, czy chciałby ze mną grać. On był w mojej głowie świetnym profesjonalnym gitarzystą, który na pewno nie pakowałby się w tarapaty z dziewczyną grającą bardzo kiepsko na gitarze i dopiero zaczynającą śpiewać. Jednak, kiedy posłuchał mojego pierwszego demo (utworu „You Stand Uphill” nagranego zresztą w domowym studiu taty Asi – Piotra Komorowskiego, który jest kompozytorem), powiedział, że w to wchodzi i że to jest bardzo dobra kompozycja. Mateusz przyprowadził na próbę Denisa i Wojtka, których wcześniej nie znałam. Wojtek, gdy usłyszał o mnie - początkującej wokalistko-gitarzystce - od Mateusza, był dość sceptyczny (do czego przyznał mi się po jakimś czasie). Ale po przyjściu na próbę stwierdził, że to są dobre kompozycje! (ze śmiechem) Razem z Denisem zostali, a potem ja wciągnęłam do zespołu Asię, co było dość przypadkowe, bo nie myśleliśmy w ogóle o skrzypcach. Asia wyraziła po prostu chęć przyjścia na próbę. Okazało się, że jej skrzypce wpasowują się w nasze brzmienie.

 

Haniu, większość piosenek jest Twojego autorstwa, tylko dwie są Asi. Jak wygląda w Waszym zespole proces twórczy? Przynosisz gotowe szkice i razem to ogrywacie?

HM: To co przynoszę jest zazwyczaj gotową formą mojego wokalu i gitary. Czasami nie jest to do końca formalnie ukształtowane. Asia podobnie - przynosi gotowe kawałki. W przypadku moich kompozycji Asia jest twórcą partii skrzypiec, a chłopcy tworzą swoje. Nigdy nie ingerowałam w ich pomysły. Mam to szczęście, że podoba mi się to, co grają.

AK: Proces twórczy wygląda w naszym przypadku bardzo fajnie. Nie jest tak, że przynosimy nuty. Po prostu Hania zaczyna grać, my przez chwilę słuchamy i zaczynamy grać wspólnie. Nie ma planowania. Gramy razem i tak tworzymy nasze utwory.

 

Wypisałem sobie kilka cytatów z recenzji Waszej płyty:  „Hanimal od początku intrygował.”, „Album magnetyzuje przedziwnym klimatem bajkowości i niepokoju.”, „Jeśli to piosenka poetycka, to z innej bajki, niż do tej pory w Polsce się przyzwyczailiśmy.”, „Rzadko można usłyszeć zespół, który tak spokojnym graniem potrafi wciągnąć słuchacza do swojego świata.”. Bardzo ładne słowa.

AK: Bardzo nas te słowa cieszą i miło, że można spotkać recenzje, w których czuć, że ktoś rzeczywiście przesłuchał płytę nie jeden raz i poczuł te emocje, które chcieliśmy żeby poczuł.

 

Piotr Stelmach powiedział, że kiedy słucha koncertów z radia, musi mieć przygaszone światło w pokoju i wtedy chłonie muzykę. Myślę, że w takich okolicznościach najlepiej też odbierać Waszą twórczość.

HM: W mniejszych i średnich salach klubowych czujemy się najlepiej.

AK: Dokładnie, tam gdzie można się wyciszyć. Nie gramy muzyki biesiadnej, tylko taką do wczucia się.

 

Mam w rękach Waszą płytę, która jest pięknie wydana. Czytelnicy muszą uwierzyć mi na słowo, albo kupić ją od Was. Co dalej, co po wydaniu tego krążka?

HM: Seria zaplanowanych koncertów po Polsce. Do tej pory większość naszych koncertów odbyła się w Warszawie. Największym celem jest praca nad nowymi rzeczami, które będą impulsem do dalszego działania, żeby się nie znudzić.

 

Dopuścicie chłopaków do napisania jakiejś piosenki?

AK: Nikt ich nigdy nie blokował. Każdy, kto chce coś napisać, może to zrobić. Pytanie tylko czy chce.

HM: Oni wiedzą, że mogą. (ze śmiechem)

 

Wracając do tematu wydania płyty, powiedzcie – same narysowałyście to, co znajdziemy na okładce i wewnątrz pudełka?

HM: Jest to pierwszy tego typu projekt mojego chłopaka, Zdzisia Szopy – człowieka o cudownym imieniu i nazwisku. (ze śmiechem)

AK: Myślę, że idealnie ujął klimat płyty w swoich dziwnych i niepokojących rysunkach.

HM: Te rysunki są dziwnie baśniowe, z postaciami często groteskowymi czy nieco przerażającymi. Zdziś zrobił nam wcześniej klika plakatów i stwierdziliśmy, że podoba nam się ta stylistyka.

 

Czego można życzyć w tym momencie Hanimalowi?

HM: Może tego, żebyśmy się nagle nie rozczłonkowali.

AK: To jest taki newralgiczny moment, kiedy osiągnie się coś, do czego się dążyło i następuje spuszczenie powietrza z balonika. Myślimy, że z zespołem jest tak samo jak ze związkiem. Trzeba dbać o to, by wspólnie pchać nasz wózek.

HM: Koncerty po Polsce są nowymi randkami w dość zaawansowanym stadium związku, takim odświeżaniem.

 

W takim razie, jak najwięcej randek i dbajcie o swój związek!

Foto: 
Piotr Nykowski

Zobacz również